W pełni wkroczyliśmy już zarówno w kalendarzową jak i wędkarską jesień. Za oknem pomimo krótszych dni spora dawka jesiennego słońca zachęca do spędzania wolnych chwil nad wodą i wyczekiwaniu na emocje związane z naszą pasją. A może właśnie teraz, kiedy jesteśmy w przededniu finału sezonu wędkarskiego, mamy szansę na jego zamknięcie naprawdę rekordowym okazem? Pamiętam sytuację z zeszłego roku, 17 października, kiedy dzień przed wyjazdem jeszcze nic nie wskazywało na to, że wybiorę się na ryby, udało mi się nad Wisłą złowić karpia metodą drgającej szczytówki. Ważył 8.80 kg, co jest moim wiślanym rekordem. Opowieści z tej wyprawy jeszcze długo później były tematem numer jeden spotkań w gronie znajomych. Pogoda póki co jest dla nas bardzo łaskawa, dlatego zachęcam, abyśmy wykorzystali ten prezent i powędrowali nad wodę.
Z perspektywy kilkunastu lat doświadczeń wiem, że wędkowanie o tej porze roku, to nie tylko obserwowanie szczytówek wędzisk czy wpatrywanie się w spławik w oczekiwaniu na branie, ale także, a i może przede wszystkim obserwowanie przyrody, która o tej porze przybiera wręcz niesamowite barwy. To właśnie teraz liście na drzewach mienią się kolorami tęczy, przenikając się wzajemnie czerwienią i złotem. Zmiany zachodzą także w świecie zwierząt. Ptaki formują się w stada, by powoli szykować się do odlotu. Na niebie można zaobserwować piękne klucze np. gęsi. Widoki te to spektakl, który funduje nam przyroda, a za bilet na niego płacić nie musimy. Takiego prezentu po prostu nie można nie przyjąć.
W świecie ryb także następuje szereg zmian. Chłodne poranki, wieczory i noce sprawiają, że ryby zaczynają odczuwać, że już za chwilę zima i czas na gromadzenie pokarmu. Efekty tej sytuacji są takie, że na dobre brania mamy szansę nie tylko świtem i zmierzchem, jak to ma miejsce jeszcze w lipcu czy pierwszej połowie sierpnia, ale przez cały dzień. Wzmożoną aktywność wykażą nie tylko drapieżniki, ale i białoryb.
Jesień to czas m.in. leszczy, zarówno tych jeziorowych jak i rzecznych. Może trochę zdziwi Was fakt, że akurat tej rybie poświęcam trochę miejsca, ale jest to jeden z moich ulubionych wędkarskich gatunków. Wiele już napisano o tej rybie. Przedstawiano różne teorie odnośnie ich ulubionych miejscówek, przynęt itp. Podobnie i ja w kilku wpisach przybliżałem Wam ich zwyczaje i podpowiadałem, jak należy się na nie nastawić. Pierwsze pytanie, jakie rodzi się to gdzie szukać tych ryb? Leszcze to bardzo pospolity gatunek. Złowimy go praktycznie wszędzie, ale chcąc złowić już te większe, musimy troszkę pokombinować. Jesienią nad rzeką proponuję miejsca położone blisko nurtu. Ryby te uwielbiają przebywać w tych okolicach, gdyż mogą „zbierać” pokarm przemieszczający się z prądem rzeki. Znakomitymi miejscami będą opaski, gdzie mamy dość silny uciąg wody. Nie obawiajmy się, że jeśli zdecydujemy się na ciężkie wędki z ciężarkami o masie 100 czy 120 gram to nic nie złowimy. Wręcz przeciwnie. W nurcie dla leszczy to żadna przeszkoda, a efekty mogą przejść nasze najśmielsze oczekiwania. Pamiętajmy także o pewnej zależności, że im mniejszy stan wody, tym mniejszy uciąg wody. Tak więc przy obecnym stanie wody w rzekach, a szczególnie w Wiśle mogą nam wystarczyć ciężarki o masie nawet 60 czy 80 gram. Co do miejsca to jeszcze jedna uwaga. Z leszczem nie zawsze jest tak, że łowimy go w dnie mulistym, ryby te poradzą sobie również doskonale w dnie kamienistym. Tak więc nie zrażajmy się tym, że na łowisku widzimy dużą ilość żwiru czy kamieni.
Jesień to także czas sandacza. „Mętnooki” to marzenie niejednego łowcy. Dlatego zachęcam Was do przeanalizowania jeszcze raz moich wpisów na temat sandacza. W jednej części skupiam się na łowieniu sandaczy na spinning, a w drugiej na łowieniu sandaczy z gruntu.
Podsumowując, jesień ma swoje uroki nie tylko pogodowe, ale i wędkarskie. Spędzajmy czas nad wodą, a wierzę w to, że przyroda nam to wynagrodzi w stu procentach.
Dodaj komentarz